|
![]() ![]()
sobota, 31 marca 2007 r., godz: 08:23
Florian Krygier to człowiek, bez którego nie byłoby Pogoni Szczecin. Twórca "Dumy Pomorza", jej oddany trener, działacz, doskonały pedagog i wychowawca młodzieży. Krygier to była po prostu piłkarska firma. Instytucja ze Szczecina.
![]() To był 31 marca 2006 r. Szczecińska Pogoń grała wtedy w Warszawie mecz z miejscową Legią. Spotkanie miało być świętem dla sympatyków obu zaprzyjaźnionych klubów. I było, ale chyba tylko dla kibiców Legii. Po południu do szczecinian przebywających w stolicy zaczęły dopływać wieści o śmierci Pana Floriana Krygiera, sportowej legendy Pogoni i Szczecina. W czasie meczu kibice z portowego miasta odejście największego z portowców uczcili minutą ciszy i wielokrotnie skandowali jego nazwisko. Odszedł najważniejszy członek "pogoniarskiej" rodziny. Sześć dni po śmierci szczecińskie środowisko sportowe pożegnało człowieka, który stworzył i opisał historię Pogoni. W ostatniej drodze Panu Florianowi towarzyszyły setki ludzi. Obecna była rodzina, przyjaciele, wychowani przez niego piłkarze oraz starsi i młodsi kibice. Tuż przed złożeniem trumny do mogiły żołnierze 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej oddali salwę honorową. Ciarki przechodziły po plecach, gdy jeden z wojskowych grał capstrzyk. Po pogrzebie, położony w Alei Zasłużonych grób Pana Krygiera obłożony był dziesiątkami wieńców i setkami zniczy. Twórca szczecińskiej Pogoni na takie uznanie i honory zasłużył sobie całym życiem. Dwa tygodnie przed odejściem Florian Krygier obchodził 99. urodziny. Oficjalne święto z tej okazji odbyło się jednak 24 marca podczas meczu szczecińskiej Pogoni z Wisłą Kraków. Kibice "Dumy Pomorza" sprawili swojemu "ojcu" nie lada prezent. Na tle barw klubu i miasta rozwinęli ogromną flagę z wizerunkiem legendy. Cały stadion odśpiewał najstarszemu portowcowi chóralne "200 lat, niech żyje nam!". Pan Florian całą fetę ze wzruszeniem obserwował z "gołębnika", czyli domku na trybunach stadionu. To stamtąd oglądał wszystkie mecze Pogoni, gdy nie dopisywało mu zdrowie, było zimno lub padał deszcz. - Bardzo czekaliśmy na te setne urodziny. Brakowało tylko jednego roku. Tak niewiele, a jednak się nie udało - mówi z żalem Jerzy Słowiński, członek drużyny Pogoni, która w 1958 r. pod wodzą Krygiera po raz pierwszy awansowała do I ligi. Wielkopolski szczecinianin Krygier urodził się w Posługowie koło Janowca Wielkopolskiego, do którego jego przodkowie przybyli w 1758 r. Był trzecim z pięciorga dzieci Katarzyny i Józefa Krygierów. Po ukończeniu miejscowej szkoły podstawowej Florian przeniósł się do Trzemeszna. Kontynuował tam naukę w prywatnym gimnazjum prowadzonym przez jego wuja. Edukację młodego Floriana przerwała I wojna światowa. Po jej zakończeniu przeniósł się do gimnazjum w Gnieźnie. W pierwszej stolicy Polski zdał maturę i od 1926 studiował filologię klasyczną i wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Poznańskim. Po studiach i służbie wojskowej podjął pracę nauczyciela WF w gimnazjum w Żninie. Następnie objął referat sportu w Okręgowym Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Toruniu. Tutaj zaczęła się jego przygoda trenerska. Został trenerem miejscowego CWKS Gryf. Sukcesy przyszły szybko, bo już na początku pracy Krygier zdobył mistrzostwo okręgu pomorskiego (nie było wówczas II ligi) i walczył o awans do I ligi. Dalszą pracę przerwał wybuch II wojny światowej. W 1939 r. jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany i wcielony do Armii Pomorze. Krygier podczas walk nad Bzurą dostał się do niewoli niemieckiej i przebywał w obozach jenieckich. Przed zakończeniem wojny został wyzwolony przez I Armię Wojska Polskiego. Jeszcze przed końcem wojny wrócił do armii i został ranny. Do końca wojny leżał w szpitalu.W październiku 1945 r. dostał pracę w referacie wychowania fizycznego w Urzędzie Pełnomocnika Rządu ds. Dolnego Śląska we Wrocławiu, a dwa miesiące później - w połowie grudnia - podjął pracę w gdańskim porcie przy przeładunku węgla. Ciągnęło go jednak do piłki nożnej. W 1948 r. został jednym z założycieli Klubu Sportowego Garbarnia Gdańsk. 1 stycznia 1950 r. przeniósł się do Szczecina, do zarządu portu. I tu długo nie wytrzymał bez sportu - w 1952 r. zaczął działać w Klubie Sportowym Kolejarz przy zarządzie portu. - Miał charakter typowego Wielkopolanina. Dobrze ułożony, spokojny, wyważony i inteligentny - wspomina Eugeniusz Ksol, piłkarz legendarnej drużyny z 1958 r. - Każdego lata jeździł do swojej rodzinnej wsi, by pomagać bratu rolnikowi przy żniwach. Jego prawdziwą miłością był jednak Szczecin. Uważał się za szczecinianina. Szybko ucinał wszystkie rozmowy, w których podpytywało się go o Wielkopolskę. Każdy swój pobyt w Wielkopolsce tłumaczył koniecznością pomocy bratu. Na żniwa pojechał nawet, gdy miał 80 lat. Gdy byłem trenerem w Gnieźnie, spotkałem go tam kilka razy. Zawsze wybieraliśmy się na piwo do restauracji. Trener bez porażki Pan Florian z pasją oddawał się pracy w Kolejarzu. Starał się zbudować dobry zespół jako trener (pierwszym opiekunem został w 1956 r.), a jednocześnie pracował w porcie jako dyspozytor. W 1957 r. na bazie Kolejarza i w wyniku przyłączenia się kilku szczecińskich klubów powstała Pogoń. Florian Krygier był trenerem pierwszego zespołu. Żyjący dziś podopieczni Krygiera twierdzą, że był szkoleniowcem, który wyprzedził epokę rozkwitu techniki. - To był trener z najwyższej półki, którego można przyrównać do Kazimierza Górskiego czy Feliksa Stamma [legendarny trener pięściarzy - przyp. red.]. Proszę sobie wyobrazić, że żyliśmy w czasach, w których telewizor nie był powszechnie znany, nie można było robić takich analiz meczowych jak dziś. Krygierowi to nie przeszkadzało. Odprawa u niego wyglądała podobnie, jak dzisiejsze prowadzone za pomocą komputerów i telewizorów. Nie rozstawał się z notesem, w którym ciągle coś zapisywał. Po odprawie każdy z nas wiedział, jak i gdzie ma grać. Ten człowiek do perfekcji miał także rozpracowany zespół rywala. W notatkach miał wszystkie statystyki i szczegóły na temat każdego piłkarza - opowiada Ryszard Wiśniewski, zawodnik Krygiera. - Doskonale znał język niemiecki, którego nauczył się podczas okupacji. Czytał książki w tym języku i jeździł na szkolenia trenerskie do NRD. Krygier prowadził Pogoń od III ligi. Wraz z drużyną szybko się uczył i nabierał doświadczenia. Zachęcił do przyjścia wielu zawodników z pierwszoligowym stażem. W 1957 r. wprowadził zespół do II ligi. Pogoń przez cały sezon nie przegrała w niej ani jednego meczu, co do tej pory jest nie pobitym rekordem. Ukoronowaniem jego pracy był pierwszy awans Pogoni do I ligi w 1958 r. Szczeciński zespół zapewnił sobie awans, remisując na własnym boisku 3:3 ze Śląskiem Wrocław. - Tego meczu nie zapomnę do końca życia. Na stadionie było 25 tys. kibiców tworzących niesamowitą atmosferę. Przegrywaliśmy już 0:3, ale w ostatnich 20 min doprowadziliśmy do remisu. Po meczu ludzie nosili nas na rękach, obdarowywali kwiatami i laurowymi wieńcami. To był po prostu szał. W przyszłym roku minie 50 lat od tego wyczynu - wspomina Ludwik Konarski, ówczesny bramkarz Pogoni. Po wywalczeniu awansu do II ligi piłkarze Pogoni zostali zatrudnieni w porcie. Nie przychodzili jednak do pracy, a zajmowali się tylko graniem w piłkę. Porównując ich wypłaty do dzisiejszych piłkarskich gaż, niejeden kibic parsknąłby śmiechem. Lepiej było jednak dostawać jakiekolwiek pieniądze, niż uprawiać piłkę tylko dla samej przyjemności. Za czasów Krygiera praca w Pogoni była niemniej łatwa niż w porcie. - Pan Krygier twierdził, że nie możemy iść na łatwiznę i musimy harować tak samo, jak pracownicy portu. Pierwszy trening robił nam już o 7 rano, drugi o godzinie 11, a trzeci był ok. 15. Od rana do wieczora spędzaliśmy czas w klubie. Każdemu dawał w kość po równo. Kazał nam biegać po lesie, a sam jeździł na rowerze. Interesował go nie tylko sam trening. Sprawdzał, jakie mamy warunki do życia w Szczecinie, jak mieszkamy i wypytywał, jak nam się wiedzie - opowiada Ksol. Zawodnik Krygiera wspomina też śmieszną sytuację: - Któregoś lata, podczas przygotowań do sezonu wybraliśmy się na tournee po Ukrainie. Pociąg ze Lwowa do Kijowa miał prawie 2 godziny postoju w jakiejś wiosce zabitej dechami. Krygier zaczął chodzić po przedziałach i kazał wszystkim ubierać się w klubowe dresy. Nikt nie wiedział, dlaczego. Myśleliśmy, że każe nam w nich spać. Nic bardziej mylnego. Kazał nam wyjść z pociągu i zaczęliśmy biegać po tej wiosce. Ludzie powychodzili z domów i jak nas zobaczyli, pomyśleli chyba, że wybuchła trzecia wojna światowa. Legendarny trener szczecińskiej Pogoni preferował ofensywny styl gry. - On kochał, gdy jego zespół atakował. Nie znosił, gdy się broniliśmy. W II lidze strzeliliśmy grad bramek - przypomina Słowiński. A jaki się zachowywał podczas meczu na ławce i w czasie przerwy w szatni? - Nigdy nie wariował, nie wyskakiwał z ławki i nie krzyczał na sędziego. W szatni czasem zdarzało mu się zdenerwować, ale przeważnie był stonowany. To typ człowieka, który wszystkie niepowodzenia i porażki dusił w sobie i uczył się na błędach, by już więcej ich nie powtórzyć - opowiada Wiśniewski. Były piłkarz Krygiera mówi, że trener miał doskonały system wprowadzania do drużyny nowych zawodników: - Każdy starszy zawodnik miał przydzielonego młodego, którym się opiekował na treningach i poza stadionem. Ja np. opiekowałem się Adamem Kensym czy Markiem Szczechem, którzy wyrośli później na wspaniałych piłkarzy. Uwielbiał młodzież Krygier uchodził za sprawiedliwego i honorowego człowieka, który nigdy nie wchodził w układy. - Przez takie cechy szybko przestał trenować w I lidze. Nie znosił układów i podległości - twierdzi Konarski. Legendarny trener wycofał się z piłki seniorskiej i od 1961 r. zajął się w Pogoni szkoleniem drużyn młodzieżowych. Nie ograniczał się tylko do trenowania. Organizował różne turnieje piłkarskie dla najmłodszych adeptów. Największym przedsięwzięciem było stworzenie Minimistrzostw Świata. Do dziś odbywają się one równolegle z mundialem i biorą w nich udział szczecińskie szkoły podstawowe. Każda szkoła występuje pod nazwą reprezentacji państwa grającego w prawdziwych mistrzostwach. - Pierwszy raz spotkałem Pana Floriana na dziesięcioleciu Szkoły Podstawowej nr 48. Byłem wtedy małym chłopcem grającym w piłkę, on siedział na ławce i obserwował, jak graliśmy. Później grałem u Pana Floriana w Pogoni. To był człowiek, którego nie dało się nie lubić. Interesował się nami bardzo. Sprawdzał, jak się uczymy i rozmawiał z rodzicami - wspomina Włodzimierz Obst, późniejszy wybitny trener grup młodzieżowych Pogoni. - Najśmieszniej wyglądał, jak niósł dla nas na plecach piłki w workach po ziemniakach. Przypominał nam Świętego Mikołaja. Obst twierdzi, że Krygier dla Pogoni oddałby wszystko: - Kiedyś zorganizował międzynarodowy młodzieżowy turniej Copa Szczecin. Przyjechały drużyny z Włoch, Niemiec i innych państw. Pan Florian nawet nieźle zarobił na całym przedsięwzięciu. Proszę sobie wyobrazić, że dwie trzecie pieniędzy oddał klubowi. Uważał, że pensja daje mu wystarczające dochody i nie musi utrzymywać się z organizowania imprez. Kochał pracę z dziećmi. Na spotkaniach towarzyskich wyliczał nazwiska swoich wychowanków, którzy grali później w I lidze. - Wyliczał ich bardzo wielu. Jednak najczęściej padały chyba nazwiska Zenona Kasztelana i Leszka Wolskiego - twierdzi Jerzy Słowiński. Jaki był prywatnie? O legendarnym trenerze i działaczu wypowiedziano już setki opinii. Mało mówi się jednak o jego życiu prywatnym, które nie ułożyło się mu najlepiej. Na Krygiera bardzo niekorzystnie wpłynął rozwód z żoną. - Większość swojego czasu poświęcał Pogoni i kochał przebywać na stadionie. To był raczej samotnik, chociaż lubił się z nami spotykać. Nie był człowiekiem smutnym. Nawzajem opowiadaliśmy sobie dowcipy - uważa Ryszard Wiśniewski. Krygier miał jedną córkę, która wyjechała do Niemiec, by tam ułożyć sobie życie. O relacjach z nią niechętnie mówił nawet zaufanym. W ostatnich latach życia bardzo doskwierała mu samotność. By nie czuć się opuszczony Pan Florian postanowił przenieść się do domu spokojnej starości. Do ostatnich chwil życia opiekował się nim jego wychowanek Andrzej Obst. - Bardzo ceniłem Pana Floriana i nigdy go nie zapomnę. Wydaje mi się jednak, że został zaniedbany przez władze miejskie, które powinny były zapewnić lepsze warunki życia. On sam nigdy nie oczekiwał pomocy od miasta czy od klubu i nie chciał o nią prosić - twierdzi Andrzej Obst. Podopieczni i znajomi Krygiera zawsze wypowiadają się o nim pozytywnie. W jakiekolwiek opinii u twórcy portowego klubu ciężko jest doszukać się wad. Czy Pan Florian posiadał jakieś negatywne cechy? - Jeśli miałbym powiedzieć o nim coś złego, to stwierdzę, że był nerwusem. Niezadowolenie uwidaczniał jednak bardzo rzadko i raczej nie eksponował swoich złych emocji. Jego zdenerwowanie brało się stąd, że nie umiał się pogodzić z niektórymi realiami życia - uważa Włodzimierz Obst. Krygier nie palił papierosów, a alkohol pił okazyjnie. - Opowiadał, że tylko raz zapalił papierosa. Wspominał, że zrobiło to na nim straszne wrażenie i po zaciągnięciu się nie mógł złapać oddechu - mówi Obst. - Więcej już nie spróbował. Twórca szczecińskiego klubu był też człowiekiem bardzo wierzącym i nietolerującym układów w PZPR. - Mimo że był bardzo aktywnym działaczem, w partii nie miał żadnych układów. Uważał, że tylko dzięki pracy można coś osiągnąć. Nie uciekał się do tanich zagrywek. Takich ludzi nie spotykało się często - twierdzi Ludwik Konarski. Chorował przez Pogoń Pan Florian najbardziej przeżywał tragiczne losy związane z finansowaniem Pogoni. Nalegał, aby wykorzystać do dziś niezagospodarowane tereny wokół stadionu. Chciał, by ziemia leżąca odłogiem przynosiła korzyści klubowi. - Zasadźcie na tej ziemi choćby kartofle, a pieniądze z ich sprzedaży przeznaczcie na Pogoń - apelował do władz miejskich legendarny działacz i trener. Krygier nie był wielkim zwolennikiem przekazywania klubu w prywatne ręce biznesmenów: Sabriego Bekdasa, Lesa Gondora czy Antoniego Ptaka. - Gdy zobaczył Brazylijczyków sprowadzonych przez Ptaka i grających w Pogoni, to chorował po kryjomu. Był po prostu wściekły - wspomina Ryszard Wiśniewski. - Zawsze podkreślał, że o sile szczecińskiego klubu powinni stanowić miejscowi wychowankowie. Był zasmucony, że z roku na rok w składzie wychowanków jest coraz mniej - mówi Ksol. W ostatniej publicznej wypowiedzi, której udzielił Radiu Szczecin, powiedział, że "w Pogoni powinni grać chłopcy ze Szczecina". Co powiedziałby, gdyby widział dzisiejszy szczeciński zespół w większości złożony z brazylijskich piłkarzy? - Żeby władze klubu wycofały się z tego pomysłu i wzięły się za szkolenie młodzieży. Twierdził, że każdy klub umrze bez kształcenia młodych piłkarzy. Powtarzał to nam na każdym spotkaniu. On kształcił młodzież i nie zarabiał przy tym pieniędzy. Teraz nie można spotkać już takiej osoby - słowa Krygiera z dużą pewnością przewiduje Ludwik Konarski. Nie zmarnujmy tradycji! Florian Krygier w jednym z klubowych budynków miał swoje biuro. Zgromadził w nim ogromną masę pamiątek związanych z historią "Dumy Pomorza". Wielu kibiców zawartość jego gabinetu zna tylko ze słyszenia. Znikoma liczba osób miała okazję przebywać w słynnym biurze i oglądać pamiątki zebrane przez Pana Floriana. Władze klubu i miejscy włodarze do dziś nie postarali się, by wygospodarować pomieszczenie, w którym powstałaby sala muzealna poświęcona Pogoni i jej legendarnemu trenerowi. Przed śmiercią Krygier przekazał klucze do tajemniczego pomieszczenia Andrzejowi Obstowi. Wychowanek twórcy potęgi Pogoni tak wypowiada się na temat słynnego biura: - Tam jest masa pamiątek. Stoi nawet maszyna do pisania, na której Pan Florian pisał sprawozdania z każdego meczu. Zdjęcia, proporce i puchary to esencja tego pokoju. Obst wielokrotnie zabiegał u władz klubu i miasta, by te przeznaczyły pomieszczenie, w którym można zorganizować salę historii Pogoni. Z obu stron nie było jednak odzewu i większej chęci. - Kiedyś włodarze Szczecina proponowały mi, by pamiątki wystawić w magistracie. Ja się na takie coś jednak nigdy nie zgodzę. Dlaczego w klubie jest miejsce na zdjęcia Brazylijczyków pana Ptaka, a brakuje miejsca na starszą historię Pogoni? - pyta pan Andrzej. Ma rację, bo to kibice, a nie miejscy urzędnicy i petenci powinni mieć możliwość oglądania dziedzictwa, jakie pozostawił po sobie pan Florian Krygier. - Jeśli nie zadbamy o naszą piękną historię i tradycję, to młodzi ludzie zapomną o takich nazwiskach jak Krygier czy Kasztelan - argumentuje Obst. foto: Pogoń On-Line/Cob; Florian Krygier źródło: gazeta.pl/Marcin Nieradka ![]() ![]() ![]() ![]()
Brak komentarzy do tego artykułu. Może dodasz swój?
![]() ![]() ![]()
Komentarze służą do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników. Zastrzegamy sobie jednak prawo do usuwania, modyfikowania wybranych komentarzy. |
![]() |
||||||||
![]() |
![]() © Pogoń On-Line |
![]() |
![]() |
redakcja | współpraca | ochrona prywatności | ||||