www.pogononline.pl www.pogononline.pl
top_3
top_2
 
Gryf
Aktualności
środa, 11 kwietnia 2007 r., godz: 06:05
- Nie widzę przyszłości Pogoni. Doczekamy dnia, kiedy pan Ptak wyprowadzi interes do innego miasta, a my podzielimy los Stali Mielec - uważa Arkadiusz Skrzypiński.
Sytuacja fatalnie spisującej się w lidze i miotanej ciągłymi rewolucjami kadrowymi brazylijskiej MKS Pogoń SSA jest coraz bardziej dramatyczna. Miasto zapowiedziało, że klub Antoniego Ptaka będzie musiał od maja słono płacić za korzystanie z miejskiego stadionu Krygiera. Kibice odwracają się od zespołu. Działacze B-klasowej Pogoni Nowej zacierają ręce: liczą, że to oni przejmą tradycje, sytmpatię kibiców i życzliwość miasta. Czy Pogoń Antoniego Ptaka trzeba przepędzić ze Szczecina? Czy warto ratować pierwszą ligę dla miasta? Czy władze powinny angażować się finansowo w pomoc piłkarskiemu klubowi? Co dalej z Pogonią? Dziś głos Arkadiusza Skrzypińskiego.
Arkadiusz Skrzypiński, kibic Pogoni oraz czołowy zawodnikiem świata w wyścigach na wózkach inwalidzkich:
Jestem szczecinianinem ze śródmieścia. Moja miłość do Pogoni rozpoczęła się w 1992 r. (wygranie II ligi, gol Szuberta z połowy boiska, a w pierwszej lidze 0:3 na "dzień dobry" z Ruchem Chorzów i pojawienie się pod koniec tamtego meczu Majdana w bramce). Pogoń jednak znałem zawsze. Wujek, portowiec, oczywiście chodził, rodzice podziwiali Kielca, starsi koledzy z podwórka - Marka Leśniaka.
Kibice byli z klubem w każdej lidze, czekamy na mistrza Polski całe życie. Pamiętam kolejne upadki i sen o potędze za Bekdasa. Niestety, obecna Pogoń nie ma już miejsca w moim sercu. Nie potrafię się identyfikować z tym klubem. Pogoń to była dla mnie zawsze jakaś rywalizacja. Z Poznaniem, ze Śląskiem, ze wszystkimi. Wstyd się przyznać, ale byłem dumny z tego, że nikt nas w Polsce nie lubił. Często krew zalewała człowieka po zagraniach Marka Walburga, irytowała zerowa prędkość Dymkowskiego, bezproduktywność Kaczorowskiego czy kiwanie się z cieniem Moskalewicza. Pamięta ktoś jeszcze Nikitina? Dla niego wisiała radziecka flaga na stadionie, ludzie go lubili. Albo szarże skrzydłem Wieśka Latały... Nawet po przegranej 1:2 po wspaniałym meczu z Górnikiem Zabrze ludzie śpiewali hymn i gromko dziękowali portowcom za postawę. Pamiętam wywiady z zawodnikami Górnika, którzy zazdrościli nam kibiców. Ale wszyscy tamci zawodnicy Pogoni byli nasi. Byli naszymi sąsiadami, kolegami. To nie jest NBA, obwoźny cyrk! Klubowi kibicuje się głównie w jednym regionie! Sport jest rozrywką dla mas, ma dostarczać emocji, tematów do wieczornego piwa. Pokazywać wartości młodym, dawać przykład zaangażowaniem. Kiedyś można było wpaść do siedziby klubu, z kimś pogadać. Było tam pełno społeczników, którzy pracowali dla Pogoni.
A za pana Ptaka? Fakt: klub istnieje, choć był wyjątkowo blisko absolutnego dna, jest jakimś tam przedsiębiorstwem. Ale nie oto chodzi! Wszystko jest źle, nie tak. I - przykro powiedzieć - nie widzę szczęśliwego zakończenia. Nigdy i z nikim, nie w tym mieście, nie w tym kraju. Żaden potencjalny inwestor nie dogada się z miastem. W czasach socjalizmu nikt nie myślał o przedsiębiorczości; pieniądze dla klubu spadały z nieba. Nie udało się dogadać z miastem Bekdasowi, za którego to było w klubie pełno Turków. A oni mają gorącą krew, miłość do futbolu, wariują, kazali np. nowym zawodnikom całować klubowy sztandar. Mieliśmy nadmuchany balon, ale on był jeszcze nasz. Za następnych "władców" to był dalej nasz klub.
Nie jest nim za Antoniego Ptaka. Jest on pierwszym człowiekiem, który zapomniał o kibicach. Jego Pogoń pokazała dobitnie, gdzie ich ma. Wcześniej nie raz zdarzał się komplet widzów na stadionie. Teraz nikt nawet o tym nie marzy. Fatalne, publiczne dyskusje z kibicami, o kibicach, o mieście, o wszystkim... Klub musi mieć głowę, człowieka decyzyjnego. Niech nim będzie pan Ptak, ale niech nie zapomina, że Pogoń to nie zamknięty zakład produkcyjny, że do piłkarskiego widowiska potrzebni są widzowie. Że to wielka tradycja, że to legenda Floriana Krygiera...
A co mamy? Od lat ta sama mizeria. Trwa to tak długo że przestaję czytać gazetę w miejscu, gdzie zaczyna się kolejny odcinek o Pogoni. Ale winny jest nie tylko pan Antoni. Nawet gdyby był człowiekiem ze złota, nic w tym mieście by nie załatwił. Dlaczego? Ze względu na masę beznadziejnych działaczy i polityków. Zawsze jest prawa i lewa strona - gdy jedni są za, to drudzy nagle są np. za działkowcami. Żyjemy w mieście, gdzie poważny inwestor nigdy nie wsadzi pieniędzy, bo nikt nie może być pewny, czy następny samorząd nie zerwie kolejnej umowy - ostatecznej, wstępnej czy przedwstępnej. Nie potrafimy korzystać z samorządności. Wszystko grzęźnie w komisjach, wszystko jest do storpedowania. Im więcej ludzi ma coś do powiedzenia, tym mniejsza szansa na powodzenie przedsięwzięcia.
Ja sam uprawiam sport, funkcjonuję jak małe przedsiębiorstwo. Ale mam jasne zasady: ja działam, a firma wykładająca pieniądze decyduje. Udowadniam, jak wiele można osiągnąć, gdy się bardzo chce. Niestety, gdy potrzebna jest pomoc lub decyzja osoby trzeciej czy piątej, wszystko nagle grzęźnie, zaczynają się piętrzyć problemy. Dlatego nie widzę przyszłości Pogoni. Doczekamy dnia, kiedy pan Ptak wyprowadzi interes do innego miasta, a my podzielimy los Stali Mielec [klub z wielkimi tradycjami gra teraz w IV lidze - przyp. red.]. Pogoń jest zbyt wielka, by cokolwiek załatwić. Zawsze będzie ktoś zazdrościł, przeszkadzał, nie rozumiał. Sprawą interesuje się zbyt dużo osób. Pogoń Szczecin jest wszędzie i nic może zostać załatwiona cicho, w gabinecie.

     źródło:  gazeta.pl      autor  js


ted   11 kwietnia 2007 r., godz: 08:04

Kapitalny tekst Arku ! Nic dodać, nic ująć ! Pozdr. z Głębokiego. (sąsiad) :)



Komentarze służą do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.
Zastrzegamy sobie jednak prawo do usuwania, modyfikowania wybranych komentarzy.

  (p) 2000 - 2025   Gryf
© Pogoń On-Line
  Gryfdesign by: ruben 5px redakcja | współpraca | ochrona prywatności